1. |
Osnowa
03:16
|
|||
Zachowam siebie dla siebie
zachowam siebie w sobie
i na tej fabuły osnowie
zbuduję opowieść
w pierwszej i jednej osobie
|
||||
2. |
Sen
02:39
|
|||
człowiek to tylko sen cieni
i niczego to nie zmieni
że wstaniesz przebudzony
bo nie ty śnisz, tyś tylko śniony
człowiek to tylko sen cieni
to, co prawdziwe, stoi w sieni
bojąc się przejść przez próg
stąd syndrom niespokojnych nóg
człowiek to tylko sen cieni
pod powieką światło się mieni
nigdy jednak źrenic nie oślepi
powieka od snu za mocno się lepi
człowiek to tylko sen cieni
ludzie do tamtej krainy przeniesieni
ich ciała tu modnie wystrojone
ale dusze przenicowane na drugą stronę
i znów wchodzę w sen
jak do rzeźni
wyrok przepowiedni
i tym razem się spełni
łypie na mnie krowa
okiem mądrości
na neonie została sowa Minerwy
ona nie śpi, oczy mając otwarte bez przerwy
człowiek to tylko sen cieni
jak łatwo jesteśmy wabieni
zgubnym rytmem codziennych dni
które trwając, pozwalają cię śnić
|
||||
3. |
Rysa
02:25
|
|||
Pęknięciem zdobiona kamienica
W samym sercu miasta
Budynkiem każdy się zachwyca
Wrośnięta w tkankę miasta
Pęknięciem zdobione ludzie serce
Marna budowli namiastka
Co to za siła zmienia
Nienaruszalną spójność kamienia?
Co stać się musi
Aby kamień pod naporem puścił?
Kto nabojem ciska
Że muru stałość pryska?
Wraz z ubytkiem piękna
Piękno wcale się nie zmniejsza
Wyryta na stałe bruzda
Przywołuje uśmiech na usta
Z chmury kurzu i pyłu
Wyłania się miks blasku i stylu
Serce z ciałem związane
Ma w ciele miejsce centralne
Serce z ciałem zrośnięte
Ma w ciele miejsce święte
Serce z ciałem zespolone
Ma w ciele swoją ochronę
Czemu mimo swojej zbroi
Serce od pęknięcia się nie uchroni
Czemu choć schowane w ciała toń
W serce ogniem swoim razi grom
Czemu ciało tak słabo wspiera
Że piorun aż do serca dociera?
Bum tara rara bum tara rara
Bum tarara bum
Na kamienicy i sercu rysa
Rysa, co całość dzieli na pół
Bum tara rara bum
Czy kamienica i serce może podobać się znów?
|
||||
4. |
Jestestwo
03:00
|
|||
By mnie poznać
głowę schyl
obniż wzrok
na kolana
palce w ziemię wbij
i kop, i kop, i kop
powiedz swemu oku
niech przyzwyczaja się do mroku
szepnij swemu uchu
niech łowi dźwięk z bezruchu
rozkaż swojej dłoni
niech szuka w mętnej toni
brak zrozumienia
to efekt płytkiego się zagłębienia
niczego tu nie zmienisz
bez wykopania dołu w ziemi
niejasne okoliczności
wyjaśnią się w ciemności
By mnie poznać
głowę schyl
obniż wzrok
na kolana
palce w ziemię wbij
i kop, i kop, i kop
jestestwa mego istota
nie jest wypisana na płotach
na sztandarach nie powiewa
nie szepcze się o niej ani nie śpiewa
gęstą noc swym bezruchem
wypełnią istoty pomruki głuche
jestestwa mego istota
wymaga by ją wykopać
szukaj jej tam, gdzie czujesz drżenia
drżenia, od których trzęsie się ziemia
noc tonie w czerni
chłód przenika aż do trzewi ziemi
|
||||
5. |
Jeszcze
05:31
|
|||
W głowie z suchych myśli układam stos
stalowo-blade oczy zachodzą mgłą
przez palce przebiega prąd
zrobię coś złego
ale jeszcze nie wiem co
siedzę przy stole
bezczelna naga żarówka
jarzy się nad głową
ale nie mam ochoty
schłodzić się wodą
siedzę przy stole
z dala od słońca
a mimo to wpływ planet sprawia
że nie mam ochoty
z nikim tu rozmawiać
siedzę przy stole
podwójne swe odbicie
widzę na powierzchni spodka
ale nie mam ochoty
z żadnym sobą się spotkać
W głowie z suchych myśli układam stos
stalowo-blade oczy zachodzą mgłą
przez palce przebiega prąd
zrobię coś złego
ale jeszcze nie wiem co
patrzę na gwizdek
powietrze wibruje
a łąka się nagrzewa
nic mnie tu nie trzyma
szelest przechodzącego mnie rozbrzmiewa
patrzę na gwizdek
lato nie chce się kończyć
leniwie moczą się kamienie
nic mnie tu nie trzyma
raz czegoś poczuć pragnienie
patrzę na gwizdek
w ostatni dzień sierpnia
jezioro twarz we mgle
nic mnie tu nie trzyma
nic tu się nie dzieje w tle
W głowie z suchych myśli układam stos
stalowo-blade oczy zachodzą mgłą
przez palce przebiega prąd
zrobię coś złego
ale jeszcze nie wiem co
zegara z kukułką słucham
gdzieś jeszcze kapie woda
o krople czas się rozbija
odeszły ode mnie sny
tu lipcowy deszcz nie przemija
zegara z kukułką słucham
nie mogę się doliczyć
palców jednej ręki
odeszły ode mnie sny
tak raz za czymś zatęsknić
zegara z kukułką słucham
schną sznurówki na sznurku
wiatr wieje wszechstronnie
odeszły ode mnie sny
tylko we śnie oddycham spokojnie
|
||||
6. |
Bezosobowo
07:25
|
|||
Niech się pan nie śmieje
Niech mi pan wierzy na słowo
Najlepiej o sobie mówić bezosobowo
Każda pogoń to utrata sił
A ja w swej pogoni
Gonię tak długo i zapalczywie
Że tlenu brakuje mej rozrzedzonej krwi
Że na mój widok spuszczają z łańcuchów psy
Gonię, bo wciąż nie złapałem
Tego sekretu świata
Tego bez czego
Tak trudno wejść na właściwą falę
Bez czego na sukces szans nie mam wcale
Nocą, gdy adrenaliny dzikie harce
Zmęczone ciało
Z dala od snu trzymają
W pokoju hotelowym leżąc na wersalce
Na TV pilocie zaciskają się palce
Wspinam się po kanałów drabinie
Czując się jak w nocnym kinie
Wtem ktoś macha mi ręką
Ktoś się ze mną wita
Dobry wieczór, to ja, Heweliusz wróżbita
Niech się pan nie śmieje
Niech mi pan wierzy na słowo
Najlepiej o sobie mówić bezosobowo
Przetwarzam w snach
Mądrość przekazaną
W fazie REM drga powieka
Od nocy do świtu czasu szmat
Od zdobytej wiedzy głowa pęka w szwach
Mówią, że w gonitwie
Łatwo coś pominąć
Zapomnieć, zgubić, zostawić
Więc i ja w codziennej bitwie
Odcinam się dzięki słownej brzytwie
Odrzucam balastu zbędnego masę
W tyle zostaje część mnie
Co o mnie, co moje, co ze mną
Moja osoba staje się passe
Niknąć teraz, chcę pulsować w przyszłym czasie
Jedna myśl mnie wyprzedza
Za jedną myślą jadę zderzak w zderzak
Z przestworza na ziemię ściągnięta
Zrodziła się gęstą nocą
By w jasny dzień świecić pełną mocą
Niech się pan nie śmieje
Niech mi pan wierzy na słowo
Najlepiej o sobie mówić bezosobowo
Trudności w komunikacji zmalały
Dzięki radzie wróża ze szklanego ekranu
Lecz bez szklanej kuli
Piękne czasy nastały
Gdy proporcje mnie we mnie zmalały
Nie ruszyłem ręką ani nogą
Stanu skupienia nie zmieniłem
Nie parałem się alchemią
A stworzyłem przestrzeń nową
Którą zapełnia się rozmową
Teraz to mnie gonią
Wszyscy spragnieni dialogu
Ale złapać mnie nie mogą
Wszak nieobecność jest moją bronią
Wszak od innych w rozmowie ludzie przecież stronią
Gość w dom, bóg w dom
W rozmowie też sięgaj po ten ton
Złóż ręce jak do pacierza
Patrz na rozmówcę w niemym zachwycie
Niech wzrokiem twoim poczuje przeszycie
Niech się pan nie śmieje
Niech mi pan wierzy na słowo
Najlepiej o sobie mówić bezosobowo
|
||||
7. |
Błysk
05:25
|
|||
Egipskie ciemności otaczały mnie
czy oczy mam otwarte
czy jeszcze śnię
zatarta granica między jawą a snem
od lat niepamiętnych
dezorientowała mnie
ręką wysuniętą w bok
szukałem nocnej lampki
by przegonić mrok
pod dłonią szurnął papier
biorę ze stolika kartkę
na niej taka myśl
„kochaj błyskawicę, nie jej błysk”
za oknem tarabanów huk
wstawał nowy dzień
a ta kartka skąd tu?
kobiecego pisma słowa
jak rażony gromem
czytałem raz po raz od nowa
czerwonym żarem oświetlał mnie
niebieski tusz
zaślepiony, nie wiedziałem w co brnę
Mleko na stół wylało się
czarną kawę piłem więc
myśl wypływała z szarej mgły
by błyskawicę kochać, nie jej błysk
następne miesiące, tygodnie, dni
na ciągłych rozmyślaniach
o kobiecej dłoni upłynęły mi
czy trzymając ją w swej dłoni
miałem nadzieję, że z czasem
wszystko między nami się ustoi?
Czy naszych palców splot
utrzymał nas
gdy kłopotów mieliśmy sto?
I dlaczego jej właścicielka
niebieskim piórem napisała
na linijki trzy
bym błyskawicę kochał, nie jej błysk
cziki bum, cziki bum
ze sceny śpiewa Limbo
pod sceną gęsty tłum
w Kraku ktoś miał koncept
by w najdłuższy dzień roku
zorganizować żywej muzyki koncert
wiódł artysty gęsty głos
o czarnym sercu song
w tę najkrótszą ze wszystkich noc
już miałem ruszyć
za kwiatem paproci w las
gdy artysta rzekł nim znikł
„błyskawicę kochaj, nie jej błysk”
na sto fajerek afera
na granatowym niebie
czerwonym neonem się rozpościera
szumu zrobiły drzewa sporo
zamigotało mi przed okiem
wiatr świsnął mi nad głową
w wirującym wokół pyle
odpowiedź znajduję
na którą czekałem tyle
stoi ona, patrzy na mnie
wzrokiem, który wszystkim staje się
wyciąga dłoń, robi pstryk
i już wiem, czemu błyskawicę kochać, nie jej błysk
nieboskłon nocy płonie
od sztucznych ogni
płoną moje myśli o niej
nieboskłon rozdziera błysk
serce rozdzierają wspomnienia
skąd byłaś ty, czemu byliśmy my
nieboskłon pęka w pół
za gwiazdą spada gwiazda
chciałbym obudzić się ze snu
ani w śnie, ani w łóżku
lecz na jawie i przed tobą
zaciskam pięści, do oczu cisną się łzy
bo żałuję, że nie błyskawicę kochałem, a jej błysk
|
||||
8. |
Bym
02:04
|
|||
Bym wył, gdybym miał odwagę
bym wył godziny pół
bym wył zyskując równowagę
bym wył zakrzykując swój ból
bym zapisywał w swym dzienniku
bym pamiętał o kwadransie krzyku
bym miał to stale przed oczami
bym nie głosem brzmiał, a strunami
bym w miejsce znane mi się udawał
bym ani na moment nie ustawał
bym co dnia momentu tego wyczekiwał
bym ciszę spokoju brutalnie rozrywał
Bym wył, gdybym miał odwagę
bym wył godziny pół
bym wył zyskując równowagę
bym wył zakrzykując swój ból
bym echo wzbudził w dolinie
bym pamiętał, że krzyk trwa i nie ginie
bym miał w uszach i i swej głowie
bym nie oczekiwał, że na echo ktoś odpowie
bym krzykowi sens nadał
bym starać się nie ustawał
bym pamiętał, że krzyku trzeba mi
bym znał, czemu cichym nie mogę być
Bym wył, gdybym miał odwagę
bym wył godziny pół
bym wył zyskując równowagę
bym wył zakrzykując swój ból
|
||||
9. |
Byt
04:23
|
|||
Rozszalała woda chlapie mi na twarz
w tumulcie fal niknie mewy wrzask
szarpie i kołysze śliskim mym pokładem
chyba powoli przestaję dawać radę
wody toń wyciąga ku mnie dłoń
jak zęby rekina chłód wody mnie przeszywa
już nie w pionie grozę chwili chłonę
już nie w pionie, świat staje mi okoniem
nim odejdę na słowo komentarza
sobie pozwolę
byt to nie mój żywioł
z niego wszystkie niedole
spod popękanej z bólu ziemi
dobiega mnie swąd dymu i żar płomieni
łomoce wewnątrz ziemi serce
kończy się mój udział w tej poniewierce
szczeliny bezdennie czarne nie dają mi szansy żadnej
nagłe gleby uskoki bezsilnym czynią moje kroki
już nie na nogach, gdy dopada mnie trwoga
już nie na nogach, gdy trawi mnie pożoga
nim odejdę na słowo komentarza
sobie pozwolę
byt to nie mój żywioł
z niego wszystkie niedole
ni stąd ni zowąd tak dmuchnęło
że pół świata mi sprzed oczu zniknęło
po drugim wiatru podmuchu
drugie pół świata stanęło w bezruchu
chociaż jak trąba huczy wicher
nic nie widzę, nic nie słyszę
oko cyklonu nie spuszcza z morderczego tonu
tlenem dmucha aż brak mi tchu jest w płucach
już zawierucha wdarła się do mego ucha
już wiatr szepcze, że nie mam szans w ucieczce
nim odejdę na słowo komentarza
sobie pozwolę
byt to nie mój żywioł
z niego wszystkie niedole
kurz opada jak żałobna chusta
gorycz ziemi czuję na spękanych ustach
za deszczem spragniony spoglądam do góry
lecz widzę tylko piaskowej burzy chmury
gdzieś ktoś na łopatę kładzie łapę
do gruntu szpadel przyłoży, ziemia się otworzy
już z klepsydry piach rozsypał się na świat
już od piasku ziarenka kończy się ta piosenka
nim odejdę na słowo komentarza
sobie pozwolę
byt to nie mój żywioł
z niego wszystkie niedole
|
||||
10. |
Gniew
03:57
|
|||
Nazwij to błędnym kołem
swoje koło od twojej
prostej ścieżki wolę
niekończącą się drogą
idziesz ze zmarszczonym czołem
twój cel wciąż przed tobą
na każdą ze swych trosk
ja remedium mam
zaledwie o krok
ja może i się kręcę
ale to czego mi trzeba
trzymam w lewej i prawej ręce
państwo prostotę mych działań wybaczą
ale
rozpacz zwalczam gniewem
a gniew rozpaczą
z ust do ust
powtarza się mądrość
by w stresie dać na luz
by życiu nadać smak
nie płyń z prądem
a działaj wspak
gdy dusi cię stres
nie wrzucaj na luz
a wrzuć na piąty bieg
przy warkocie silnika
w tylnym lusterku
nie wszystko jednak znika
drogowe ani inne znaki nic dla mnie nie znaczą
bo ja rozpacz zwalczam gniewem
gniew rozpaczą
show must go on
znanej melodii
drażni cię ton
nie budzą cię ze snu
poranne zorze
brakuje rano tchu
moja i twoja nadzieja
nie ma już sił
by się do serca wdzierać
przecież wiecznie trwać
nic nie może
a trwa i trwa mać
niech szczekają psy, wrony niech kraczą
ja rozpacz zwalczam gniewem
a gniew rozpaczą
|
Wielka Radość Kraków, Poland
Słowo jest tu wszystkim. Punktem wyjścia dla każdego utworu jest tekst. Słowu podporządkowana jest tu kompozycja oraz aranżacja. Gromadzące się w głowie słowa muszą znaleźć ujście i zrobić przestrzeń na kolejne wyrazy, zdania, wersy. Tak powstają płyty Wielkiej Radości, nagrywane w domowym studiu przy wykorzystaniu wiekowej, pamiętającej przełom wieków gitary klasycznej z metalowymi strunami. ... more
Streaming and Download help
If you like Wielka Radość, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp