1. |
Poemat
03:49
|
|||
Gdy słyszę, że życie jest jak poemat
w głowie wyje mi syrena
to alarm dla zdrowego rozsądku
by siłą inteligencji bronił rzeczy porządku
i nie mieszać literackiej fikcji
z pisanym przez codzienność zbiorem myśli
bo w poemacie mogę budować konstrukcję misterną
a w życiu często jest mi wszystko jedno
i nie ma tu miejsca na strofy, oktawy czy sekstyny
raz ja na jakiś czas trafią się mocne, podłe rymy
gdy słyszę, że życie jest jak bajka
w głowie dzika rozpoczyna się walka
zdumienie bije się z rutyną
czy te słowa w głowie zostaną, czy przeminą
tak jak przemija każdy dzień bez morału
tocząc się bez wróżek, królewicza czy smoka udziału
nie zaczynają się gdzieś dawno temu, lecz dziś i tu
a szczęśliwe zakończenie grzebie nieraz głęboki dół
w jednym życie z bajką się musi zgodzić
sens życia można między bajki włożyć
gdy słyszę, że życie jest jak nowela
głębia tego zdania umysł mi zalewa
nabieram wody w usta
choć ciśnie się, że nie nowela, a jak hucpa
bo fabuła miast zwarcia i szyku
ledwo szemrze jak woda w tym strumyku
w którym z nudy wysychają raki
a miast twistów i haczyków ordynarne wpadają haki
na które łapiemy się każdego dnia
i będąc ciągniętym w górę, sięgamy dna
|
||||
2. |
Wypad
04:04
|
|||
Gdy w piątek
Gdy w piątek
obok ciebie leżę
i czuję, że ziewasz
to na jawie koszmar mam, że
wypad z baru
piwa nie ma
gdy przy kolacji
twarzą w twarz
twój wzrok się zmienia
to oczami widzę neon
wypad z baru
piwa nie ma
gdy w aucie
w drodze na Jurę
przeciąg uśmiech ci zwiewa
to huraganu echo niesie że
wypad z baru
piwa nie ma
gdy wiosną
podczas spaceru
puls twego nadgarstka bliski zera
to serce morsem sygnał wybija
wypad z baru
piwa nie ma
gdy na plaży
pod krzykiem mew
od morza sunie zima
to dreszcz mnie przechodzi
wypad z baru
piwa nie ma
gdy nad potokiem mych słów
stoisz nieruchoma
i głuchoniema
to sobie dopowiadam puentę
wypad z baru
piwa nie ma
gdy w meczu o życie
trwa między nami walka
o każdego gema
to opadam z sił, wiedząc, że
wypad z baru
piwa nie ma
gdy jedyną dekorację
naszego wspólnego wnętrza
stanowi żółta chryzantema
to skubiąc liście, wiem że
wypad z baru
piwa nie ma
gdy nie rumiane policzki
efektem moich czułości
a dokuczliwa egzema
to swędzi mnie, by rzec
wypad z baru
piwa nie ma
|
||||
3. |
Hola
04:27
|
|||
Im się łatwiej robi dookoła
tym trudniej jest mi się odwołać
do wewnętrznych swych przekonań
by wyciągniętą dłoń stopować
by licznym mym zachciankom krzyknąć
hola
dobrze mi jest
bo alert nie pogodowy
a cenowy
stawia mnie na nogi
nie za okno spozieram
patrząc, czy wyż do mnie dociera
ale w okno apki na smartfonie
na promocję patrzę i je chłonę
dobrze mi jest
bo żaden reaktor
że publikować mnie nie warto
nie udowodni mi
kiedyś królowały złożone zdania
dziś są na kolanach
wypłaszczyła się głęboka fabuła
wśród książek halny celebrytów hula
dobrze mi jest
bo podczas wyprawy
nie ma już rady
abym zapodział się
korzenie przydeptane betonem
konie z góralem czekają gotowe
zaprzęg rusza z kopyta
o kierunek na szczyt nie muszę pytać
Im się łatwiej robi dookoła
tym trudniej jest mi się odwołać
do wewnętrznych swych przekonań
by wyciągniętą dłoń stopować
by licznym mym zachciankom krzyknąć
hola
dobrze mi jest
bo eksperckiego tonu
do głowy nie przyjdzie nikomu
odmówić mi
bo by zdobyć ekspercki tytuł
zbędny mi już naukowy znów
bo ekspertem zostajesz
gdy za takiego się podajesz
dobrze mi jest
bo w duszę moją wgląd
jak nigdy dotąd
nareszcie mam
nie muszę się katować jogą
ani ofiary oddawać bogom
wystarczy mi zegarek typu smart
bym wiedział, ile mam zalet, ile mam wad
dobrze mi jest
bo świat tak blisko stoi
że na wyciągnięcie dłoni
go mam
aplikacja za każdym rogiem
z kim się spotkać, gdzie pójść nie mogę
life hacki płyną od doradców grona
nie ma challengu, którego bym nie pokonał
Im się łatwiej robi dookoła
tym trudniej jest mi się odwołać
do wewnętrznych swych przekonań
by wyciągniętą dłoń stopować
by licznym mym zachciankom krzyknąć
hola
w różowym pluszu życie mi płynie
klucz mam jeden co otwiera wszystkie skrzynie
pędzę gładko na swoim rowerze
co w każdych warunkach każdy zakręt bierze
mam żelazko co koszul nie przypada
i wybielacz do zębów, by blaskiem powalać
dania kupuję gotowe, pożywne i zdrowe
niczego nie muszę odmawiać sobie
aż by się tak chciało krzyknąć
aż tak się marzy, by gromko zawołać
niechże stanie przede mną jakaś przeszkoda
|
||||
4. |
Dłonie
03:06
|
|||
Załamała tylko dłonie
i powiedziała
niech piekło cię pochłonie
jakby w naszym życiu
zawirowań było mało
to jeszcze dziś na dokładkę
grozą powiało
młot huknął o stół
gdzieś prysnęło szkło
piękna ozdoba domu
rozbita na kawałków sto
pobladły lica
gdy zatrzęsło żyrandolem
i wszystkim poza nią
odebrało mowę
Załamała tylko dłonie
i powiedziała
niech piekło cię pochłonie
wezbrana wzburzeniem
niegdyś spokoju oaza
różą pierś pachnąca
gwałtownie zafalowała
jak kostuchy paliczki
którą licho tu przywlokło
pierwsze krople deszczu
zastukały w okno
ubyło powietrza, a w tak
zagęszczonej atmosferze
człowiek choćby pękł
tchu nie nabierze
Załamała tylko dłonie
i powiedziała
niech piekło cię pochłonie
z wiekowej piwnicy
fundamentu domu
dobiegł jęk głuchy
podobny do gromu
grom zatrząsł niebem
a dom poruszony jękiem
wstrząs za wstrząsem
każdy wywołany dźwiękiem
ponura kanonada
tym głębiej rezonuje
że w jej szeregi
jeszcze jeden głos wstępuje
Załamała tylko dłonie
i powiedziała
niech piekło cię pochłonie
|
||||
5. |
Irys
06:16
|
|||
rzadkość jest w cenie
ale w ślad za nią
idzie też cierpienie
gdy czekania szlachetność
powszednieje w codzienność
konesera miano
nie cieszy
gdy nam je dano
dekadę czy pół temu
i już nikt nie wie czemu
splendor tylko niesie
jeśli to czego szukasz
w stumilowym lesie
znajdziesz choć od lat wielu
drobisz tam w miejscu bez celu
Nie tak czarny irysie
wyobrażało mi się
z tobą być
chyba czarny irysie
nie dogadamy my się
raczej nie
przecież czarny irysie
nie tak przedstawiałeś mi się
wtedy tam
wypatrzone, znalezione
szczęście pędzi w twoją stronę
złap je, bo
przegapionej szansy szkoda
raz ci dana taka ona
masz go, trzymasz, oto jest
motyle w brzuchu, radość fest
czarny irys
z lasu stumilowego
wracasz w towarzystwie jego
na palce włosy nawiń
spojrzeniem jak u łani
obdarz go
głośno się śmiej
widząc płatków jego czerń
Nie tak czarny irysie
wyobrażało mi się
z tobą być
chyba czarny irysie
nie dogadamy my się
raczej nie
przecież czarny irysie
nie tak przedstawiałeś mi się
wtedy tam
szczęście to rzecz względna
kapryśna i przy pomiarze zmienna
bo przecież gdy
uśmiech losu trwa chwilkę
łatwo o pomyłkę
dzisiejszy efekt zdarzeń
może prowadzić na ołtarze
czy też gotujesz sobie
pożar ze wszystkich stron
nieświadomie podpalając lont
światem rządzi dynamika
tu z teraz się przenika
ta transformacja
dzieje się w tobie
nie zamykaj lepiej powiek
Nie tak czarny irysie
wyobrażało mi się
z tobą być
chyba czarny irysie
nie dogadamy my się
raczej nie
przecież czarny irysie
nie tak przedstawiałeś mi się
wtedy tam
czerń światło pochłania
co paradoksalnie odsłania
naturę irysa
którego pozorny wdzięk
wywołuje w tobie rozdźwięk
boś ty emanacją światła
nigdy w tobie nie zgasła
nadzieja
która ma trwać i trwać
póki jest z tobą czarny kwiat
twój po irysa skłoń
wyciągnięta doń dłoń
i jego czerń
która pilnie strzeże
by nie podziękować ci szczerze
|
||||
6. |
Wilczysko
05:00
|
|||
Jej młodość upłynęła w cienistym sadzie
pośród pszczół i szpaków
uniknęła tych wszystkich zasadzek
zastawianych przez chłopaków
on rósł w lesie cienie
gdzie wnyki na każdym kroku
ślepię wilka księżycem się mieni
a jego wycie drażni zmysłów spokój
czy los, czy bóg, czy pech tak chciał
że dziewczęcych pieśni sad
niedaleko skowytnego boru stał
skrzypnęła furtka, z wiśni uciekł szpak
czy owca w wilczej skórze
czy w owczej wełnie wilk
czy na górze fiołki, czy może róże
czy król serce, czy dama pik
gdy ona wierzyła, że będzie dobrze wszystko
w jego duszy budziło się wilczysko
z łoskotem po torach towarowy mknie
w jej bursztynowych oczach zastyga chwila
tak i on do sadu bieży ku niej
już jest przy nie, już kły w jej duszę wbija
i tak wisi na niej, zębami się trzyma
alabastrowa dłoń wilka głaszcze
on olbrzym, ona kruszyna
oboje tak jakby w sadzie, a wpadają w chaszcze
i uwięzną w nich, w nich przepadną
tracąc z oczu dotychczasowy świat
decydując się na miłość bezzasadną
której nie zrozumiesz ani ty, ani ja
czy owca w wilczej skórze
czy w owczej wełnie wilk
czy na górze fiołki, czy może róże
czy król serce, czy dama pik
gdy ona wierzyła, że będzie dobrze wszystko
w jego duszy budziło się wilczysko
rozrywana dusza na strzępy
nie raz nie dwa głośno łka
gdy w ciało wdziera się ból tępy
od napastnika odganiać się nie da
gdy nocą pospiesznego łomot się przewala
bo ktoś skąd dokądś zmierza
on przy niej, a między nimi ściana
to ona swemu szczęściu nie dowierza
bo przecież sad pusty stał tak długo
a furtkę porósł gęsty gęsty
że zła chwila jest przecież tylko smugą
że to zły epizod nie tak przecież częsty
czy owca w wilczej skórze
czy w owczej wełnie wilk
czy na górze fiołki, czy może róże
czy król serce, czy dama pik
gdy ona wierzyła, że będzie dobrze wszystko
w jego duszy budziło się wilczysko
|
||||
7. |
Rzecz
04:41
|
|||
Jedną rzecz zrobiłem w życiu źle
zostałem w Krakowie za długo o jeden dzień
ci w tę, tamci w drugą idą stronę
ja gdzieś w środku, od wyboru stronię
nocą wiatry wieją, za dnia drzewa szumią
tamci szybko biegną, ci się tylko snują
ja zaś zmierzam w swoim tempie
w górę czy w dół, na północ czy wschód
tego nigdy nie wiem
szum wielkiego miasta
jak banalnie to brzmi
lecz to ten hałas
nie daje mi śnić
może gdybym przespał choć jedną jedną noc
lepszy przedsięwziąłbym krok
Jedną rzecz zrobiłem w życiu źle
zostałem w Krakowie za długo o jeden dzień
wiele mądrych czytam mów
by od siebie skreślić kilka słów
przenikam myślą do obcych dusz
by mocniejszy poczuł się mój własny duch
okiem zerkam swym łapczywie
na tych co najlepiej wiedzą
po co komu, gdzie i za ile
stos przeczytanych książek
długi rzuca cień
do żadnej z nich ni wracam
dziś bliższy jest mi sen
może gdybym od świata innych oderwał wzrok
w swoją stronę zrobiłbym krok
Jedną rzecz zrobiłem w życiu źle
zostałem w Krakowie za długo o jeden dzień
myślę sobie leżąc nad ranem
by w ogrodzie dach postawić nad ołtarzem
ale po dniu jałowego słońca
ochota na modły jest jakby mniej paląca
czarna postać stawia kroki na mej ścieżce
zamykam furtkę skoblem
gości u siebie już nie chcę
nieprzespane noce
liczę jak paciorki, dziesiątkami
święte wizje i objawienia
odreagowuję bezsensownymi snami
może gdybym tak często nie wznosił rąk
miałbym siłę w tył zrobić krok
Jedną rzecz zrobiłem w życiu źle
zostałem w Krakowie za długo o jeden dzień
|
||||
8. |
Zmiany
03:31
|
|||
Nic nie może przecież wiecznie trwać
więc i najczystsze serce
może stracić swą pogodną twarz
radosny rytm w nim ustanie
bijąca pięść życia
kolejne spuści mu lanie
guz na sercu rośnie
na sercu coraz ciężej
serce nie pika już tak radośnie
zmian, oto zmiany
zmiany, oto zmiany
całym ciałem ich doświadczamy
zmiany, których nie przeżywamy
do dobroci palą się dłonie
wyciągnięte przed siebie
ciepłem buzują jak kominkowy płomień
ale niech dłoń będzie ostrożna
bo i świat ogniem bucha
łatwo sparzyć się można
bąbel na skórze
boleśnie dowodzi, że intencje
i dłonie dobrze na krótkim trzymać sznurze
zmian, oto zmiany
zmiany, oto zmiany
całym ciałem ich doświadczamy
zmiany, których nie przeżywamy
zielone oko z nadzieją
to mrugnie, to błyśnie
na kolory, które płowieją
przygasa w oko zieleń
gdy nastaje godzina szarości
teraz dostrzec można już niewiele
jak i świat mętnieje
tak i zachodzi oko bielmem
próżno dostrzec w nim nadzieję
zmian, oto zmiany
zmiany, oto zmiany
całym ciałem ich doświadczamy
zmiany, których nie przeżywamy
|
Wielka Radość Kraków, Poland
Słowo jest tu wszystkim. Punktem wyjścia dla każdego utworu jest tekst. Słowu podporządkowana jest tu kompozycja oraz aranżacja. Gromadzące się w głowie słowa muszą znaleźć ujście i zrobić przestrzeń na kolejne wyrazy, zdania, wersy. Tak powstają płyty Wielkiej Radości, nagrywane w domowym studiu przy wykorzystaniu wiekowej, pamiętającej przełom wieków gitary klasycznej z metalowymi strunami. ... more
Streaming and Download help
If you like Wielka Radość, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp