1. |
Źle
03:10
|
|||
decydując się na desperacji czyn
tramwaj nagle rzucił się z szyn
zniknęło ze skrzyżowań światło zielone
moje miasto wygląda jak wypalone
w wódce topione codzienne żale
otępiałe nie protestują wcale
szkaradne warzywa dyszą w szklarni
dusząc się za dnia w okrutnej męczarni
w parku szumią do mnie wszystkie drzewa
że piłą ściąć je natychmiast trzeba
z gałęzi skacze kasztanowy ludzik
wzdycha, że życie niestrawność w nim budzi
w korę dzięcioł oszalale głową wali
czując, że nic go już tutaj nie bawi
mały kos świergoli dla niepoznaki
z gniazda wypychając swoje pisklaki
wtem smycz wyrwała się z czyjejś ręki
pies na kocie zacisnął szczęki
z kopyta rusza na czekającą go rzeź
do cna wytyrany ziemską orką zwierz
nigdy się już nie otworzę
zarzeka się spadochron wznosząc się przestworze
pod maskę rzucają mi się samobójcze jeże
przejedźże mnie, błagają, przejedźże
w przepaść toczy się samotnie kamień
pchany przez nieuchronną lawinę zdarzeń
resztką sił spod nóg mi się zwinie
wąska ścieżka, która w lesie zaraz ginie
ostatni mój dech widok zabiera
nim się w gęstej mgle przede mną rozwiewa
finalne ziemskie wcielenie Buddy
nie odradza się, dość mając nudy
z rezygnacją sięga po Ockhama brzytwę
postać, która przegrała życiową bitwę
starego Abrahama ostateczna wola taka
by jednak nożem dźgnąć Izaaka
ciemna dolina niepokonana
nawet przez kroczącego z laską pana
pod krzyżem cisza głucha
bo krew, a nie woda wypływa z boku brzucha
|
||||
2. |
Ona
03:56
|
|||
zachowujesz się obcesowo
wcinasz się każdemu w słowo
zawisa zdanie niedokończone
nie bardzo jest w porządku
że ktoś nie dokończy wątku
z cudzych marzeń nic sobie nie robisz
zawsze musi tak być jak sobie uroisz
planu swojego nigdy nie zmieniasz
choćby został krok do życzenia realizacji
niweczysz je, wkraczając do akcji
wchodzisz z brudnymi buciorami
do tego, kto w pieleszach i z pantoflami
zadomowił się w życiu
będąc innych życia częścią
którą odłupałaś nagą pięścią
łaskawie pozwalasz wypić rano
ostatnią szklankę z kawą
do ostatniego papierosa
niknie cienka dymu smuga
której przetrwać się nie uda
mamisz całego dnia planem
który przerywasz zaraz z rabanem
głuchy łoskot
i twojej obojętności ślepia
jest człowiek, nie ma człowieka
chowasz się za plecami
wykańczasz skrytobójczymi ciosami
może to skuteczne
ale czy czegoś się obawiasz
że na równą walkę nie pozwalasz
nie byłby do dumy taki skory
gdybym za cel brał sobie chorych
i bezbronnych
chociaż raz powalcz czysto
podstępny zamordysto
wiem, że grasz znaczonymi kartami
choćbym wygrywał całymi latami
ty w ostatnim rozdaniu
znikąd wyciągniesz asa
skończy się moja passa
|
||||
3. |
Znużenie
04:39
|
|||
Siedzi znużony Bóg
odpowiadał póki mógł
odpowiadał póki cierpliwości dość
odpowiadał póki nie znudziło mu się to
wciąż to samo
do boskich uszu docierało
budząc zdziwienie
jak niemądre to dwunożne stworzenie
powstałe z gliny w jedną dobę
z mózgiem nie danym li na ozdobę
a mimo to nierozumne
i co gorsza, po prostu nudne
przez lat tysiące
zbyt trudny dla niego koncept
że ludzka nieuchronność
to wrodzona nieodporność
na żar, wilgoć, przeciążenie
brak, nadmiar, porzucenie
słowem, wszystko może człowieka zwyciężyć
więc po co wciąż te same pytania piętrzyć?
Siedzi znużony Bóg
odpowiadał póki mógł
odpowiadał póki cierpliwości dość
odpowiadał póki nie znudziło mu się to
obficie zasiał pole ziarnem
jak słychać, wszystko na marne
wznoszą się kłosy przez czas dany
ale plonu efekt niezmiennie opłakany
wieczne zdziwienie, zaklinanie
jakby ta kosa zjawiała się niespodziewanie
jakby w dziejach była czymś nowym
a nie każdego życia efektem końcowym
kiedyś jeszcze dobry Jahwe
z czułością patrzył na pytającą dziatwę
znaki dawał cierpliwie
w żalu owce tulił litościwie
trzymając je blisko przy sobie
pilnując, by nie dały się samotności grozie
i nie pobłądziły w wątpliwości lesie
gdzie głos boży słabiej się niesie
Siedzi znużony Bóg
odpowiadał póki mógł
odpowiadał póki cierpliwości dość
odpowiadał póki nie znudziło mu się to
lecz i jemu pytania się przejadły
cisnął wszystko w diabły
święty spokój sobie dając
wątpliwości ludzkie w próżni zawieszając
bo zdecydował w trójjosobie
że na nic więcej nie odpowie
niech los cierpiącej duszy
rozstrzygnie się bez niego, w głuszy
tu Bóg do ciebie kieruje przesłanie
chcąc uprzedzić twoje pytanie
nie interesuj się czemu
albo dlaczego temu a nie tamtemu
ani czemu nie później, a właśnie teraz
gdy człowiek ledwie rozpędu nabierał
niezbadane są wyroki boskie
nie dociekaj, a wszystko będzie prostsze
|
||||
4. |
Rady
03:21
|
|||
co robić, co robić / gdy w powodzi
takich wrażeń / rozwiązania nie kojarzę
obwiąż pan duszę czarnym szalem
emocji na zewnątrz nie okazuj wcale
nie daj pan po sobie poznać nic
jak skała bądź, jak czarny granit
melancholijny głos suchotnika
radzi, by smutku nie unikać
przybierz pan pozę sentymentalną
roztaczaj wokół atmosferę cmentarną
wymaż prędko pan z pamięci
to, czym mrok przeszłości nęci
nożycami odetnij się pan od tego
sugeruje głos tonu nijakiego
co robić, co robić / gdy w powodzi
takich wrażeń / rozwiązania nie kojarzę
matka została sama przy stole
na którym rozkłada mapy drogowe
myśli, będąc na dróg rozstaju
w którą się wybrać stronę kraju
odważne dotąd córki serce
nie było w takiej sytuacji jeszcze
wybite z rytmu przez zaskoczenie
zastyga w bezruchu, broni się milczeniem
wnuka niefrasobliwa mina
zdradza, że problem się go trzyma
chłopak chciałby wiedzieć
dlaczego wczoraj byłeś tu, a dziś jesteś w niebie
co robić, co robić / gdy w powodzi
takich wrażeń / rozwiązania nie kojarzę
łatwo się śmiać z dziecka
że nie rozumie losów człowieka
ale ja, choć dorosły
przyznaję, że sprawy mnie przerosły
choćbym napisał tysiąc piosenek
bólu nie pomniejszę, sytuacji nie zmienię
choćbym milion modlitw zmówił
spokoju nic mi nie zwróci
czas upływa
niepewności nie ubywa
z braku odpowiedzi
człowiek w ciszy siedzi
|
||||
5. |
Instrumenty
03:50
|
|||
wstep E B A / E B f D
2 zwrotki A2 D2 f cis B A/E A/E B
wstep
2 zwrotki
wstep
2 zwrotki
wstep
2 zwrotki
wstep
swoje żale i pretensje
wylewam, kładąc na gitarze ręce
sześć strun, dłonie dwie
trzy akordy na melodię złożą się
proste dźwięki wybrzmią szybko
zostawiając echo tylko
głuchy zbiór przeszłych nut
które cichnąc nie powrócą tu
mając w płucach parę
mógłbym w puzon dąć z zapałem
niskie nuty przygarbione
ciężarem przeszłości niedawno minionej
gdybym werbel miał pod ręką
zagrałbym melodię równiuteńką
dźwięki na baczność w jednym rzędzie
minie wiecznośc nim korowód taki przejdzie
wzbogaciłby moje brzmienie ton
z jakiego słynie Zygmunta Dzwon
majestatyczny komunikat
o tobie poszedłby w świat
na finał partia chóru
setki głosów złączone w bólu
nieskalane żadnym fałszem
wobec brzydoty śmierci byłyby kontrastem
zamyślenie brzdęk przerywa
struna mnie na powrót wzywa
w rozedrganiu zastygnięta
zestrojona z biciem tętna
jest zwrotne sprzężenie
wibrujących uczuć wzmocnienie
wibrują na gitarze ręce
wibrują w powietrzu żale i pretensje
|
||||
6. |
Góra
04:16
|
|||
jeśli płakać to tylko na rowerze
bo wiatr łzy z oczu wywieje
bo z odległych kilometrów tylu
z powodu łez nie będzie wstydu
i na długi dystans się silę
bo im dalej / tym szybciej problem zostają w tyle
sam siebie pcham
co z tego że powoli
nie czas się liczy
a to że boli
jazda to czynność prosta
nie myślę dużo
zamiast myśleć
mierzę się z górą
nie znam drogi
wcześniej tu nie byłem
z taką stromizną
nigdy się nie mierzyłem
ocieram dłonią
to co na czole
pot czy wilgoć mgły
wspinam się ze spokojem
miarowy oddech
miarowe bicie serca
miarowe tempo
tylko ta trasa mordercza
bo się nie kończy
i poznać nie daje
jak długo jeszcze
zadaję pytanie
czuję tylko że
nim na szczyt wjadę
wiele sił swoich
na podjeździe zostawię
głowę czyszczę
ze zbędnych wspomnień
najlżejszy nawet ciężar
i jedzie się niewygodnie
chciałoby się
stanąć na pedały
zerwać się, zawalczyć
ale nie da rady
bo góra przygniata
istnieniem swoim
póki jej nie zdobędę
na nic mi nie pozwoli
|
||||
7. |
Powolny
04:17
|
|||
Przede mną kolejka długa
a do niej robi się kolejka druga
więcej ludzi przede mną niż za mną
szansę na sukces mam raczej marną
z każdą więc chwilą
żegnam się z nadziei krztyną
przede mną podnoszą most zwodzony
dwa brzegi jak przeciwległe świata strony
między nimi toń bez dna
stoję bezradny, stoję tam sam
czas przecieka mi przez palce
to nie skończy się jak w bajce
przede mną jedzie VIPów kawalkada
miasto stoi i mi stać nada
na wyciągnięcie ręki wszechmocna władza
taka okazja nigdy się nie zdarza
pędzę z petycją, niech piszą specustawę
dającą mi ekstraminut parę
przede mną aż do nieba ogień
iskry z moich próśb nic nie robią sobie
gorące mam pragnienie
coś zrobić, by zgasić te płomienie
tik-tik, zegarek w rękę parzy
co z tego, skoro pożarnej muszę czekać straży
przede mną mur ceglany
otoczony przez cztery ściany
całość labirynt przypomina
tu czasoprzestrzeń się zagina
a świadomość traci orientację
jej brak spowalnia wydarzeń akcję
przede mną długa prosta
moc w nogach, wiatr we włosach
lecz na plecach ciąży przeszłość
w której tak wiele godzin na marne odeszło
przełożone spotkania, coś pilniejszego
człapię przed siebie, nie chcąc wracać do tego
przede mną wreszcie blok z piętrami
parterem i klatką porośniętą schodami
chwytam poręczy i sprintem ruszam
jak płonąca strzała, którą wystrzeliła kusza
mierząc w naszego wspólnego wroga
przez którego cała ta trwoga
przede mną mgła jak kożuch mleka
przede mną świat się w noc obleka
przede mną słońce schodzi z warty
przede mną szlak dotąd nieprzetarty
przede mną czas zimowej podróży
przede mną czas, który w nieskończoność będzie się dłużył
przede mną ekran w pustym kinie
gdy film się kończy, od nowa go przewinę
przyswajam jego leitmotiv namolny
jaki to człowiek jest powolny
siedząc w kinowym fotelu
patrzę, jak nie zdążyłem cię pożegnać przyjacielu
|
||||
8. |
Wstecz
04:54
|
|||
nie spiesz się
nie idź tam sam
przecież wiesz / że jeszcze możesz zrobić krok wstecz
myślę o tobie / widząc swój cień
zapadający w mroku przestrzeń
z upływem dnia / coraz go mniej
nadchodzi ciemność / on zapada się w niej
sprawcą upływ czasu nieunikniony
myśl jedna nadchodzi z każdej strony
powracając co dzień / jak ten cień
aby czas zatrzymać / aby jemu zabrać cię
niezmiennie nasze życie / na tym polega
że człowiek od punktu A do Z zmierza
lecz nie stoimy na straconej pozycji
póki siebie mamy do dyspozycji
by ocalić cień uciekam się do sposobu
biegnę przed siebie / goniąc słoneczną część globu
tak samo ciebie / chcę z mroku wydobyć
musisz mi tylko na to pozwolić
nie spiesz się
nie idź tam sam
zrób krok wstecz / jeszcze możesz / przecież wiesz
sił mi nie braknie / nie stracę oddechu
gdy będę cię gonić w twoim pośpiechu
na dźwięku odległośc choćby się zbliżyć
by swoim słowem twe tempo obniżyć
niech te kilka głosek / co w mroczność wpadną
dadzą ci do powrotu motywację ważną
byś wiedział że ktoś ci się na ratunek rzucił
byś chciał z tej drogi do nas zawrócić
myślami gdzie indziej / musisz już być
słowo nie działa / decyduję się na krzyk
wyrwany gardłu / wyszarpany płucom
niech słowa dystans między nami skrócą
widzę z oddali / twą znajomą sylwetkę
przyspieszam / chcę dogonić cię za chwileczkę
oby na ramieniu położyć ci dłoń
nim na dobre przepadniesz w mroku toń
nie spiesz się
nie idź tam sam
zrób krok wstecz / jeszcze możesz / przecież wiesz
nie wiem ile kilometrów za mną
tego nie określi się miarą żadną
a choć mroku gęstości
nie zmierzą żadne wartości
to jasne się robi
nie pokonam już tej drogi
gdybyś zrobił krok mniej
dogoniłbym cię
gdybyś zrobił krok wstecz
mógłbym odzyskać cię
|
||||
9. |
Flaga
04:50
|
|||
idę przez pustynię
na fladze
mając twoją podobiznę
chcę by słońca
promienie
wypaliły z flagi do końca
wszystkie kształty i kolory
które
przed oczami mam do tej pory
chcę od nich wyzwolenia
choćby
za cenę w drodze zagubienia
bo przez 40 dni i nocy
błądze
szukając na pustelni pomocy
nie piję i nie jem
trzymam
coraz cięższy flagi trzpień
trzepoczący na wietrze
wizerunek twój
po tylu dniach widoczny jeszcze
nocą chłód, upał za dnia
tak się
miota dusza ma
raz dygoce, raz płonie
zdezorientowana
bo pozostawiona sama sobie
przyduszona szczelnie ciszą
której myśli
żadne nie towarzyszą
mijam sylwetek parę
które dalszą
drogę wskazują mi z zapałem
nie wie żadna z nich
że ta droga
pisana jest tylko mi
nigdy żadna ta postać
nie była
tam, gdzie ja chcę się dostać
lecz dzielą się radą i słowem
każda postać
chce pomóc jak tylko może
zrywa się czarna burza piaskowa
i w niej
giną wszystkie słowa
otuchy, żalu, pociechy, smutku,
rozsądku
i o czekaniu aż do skutku
mijam nieme twarze
z tobą
na nieblaknącym sztandarze
w tej jałowej przestrzeni
piaszczystej
nic się już nie zmieni
sztandar wbity do ziemi
nie da razy zapuścić tu korzeni
nie zasnę pod drzewem
by rano wstać
twarzą w twarz z Gabrielem
siły tracę, wciąż chcąc jednego
by sztandar zbladł
nabierając koloru białego
dając znać wszem i wobec
że gdozę się
z tym, co przydarzyło się tobie
nic takiego się nie dzieje
wizerunek twój
w ogóle nie płowieje
rwący wicher północy
nie ma
w sobie wystarczającej mocy
niebiosa płomieni pełne
starają się
lecz próby ich daremne
noce chłodem mrożące
w swych próbach
są rozczarowujące
zrywające się gwałtem
burze
swej nazwy są niewarte
niejasna staje się sytuacja
bo gdzie akcja
tam i reakcja
głowę łamię po próżnicy
nie rozumiejąc
nic z tej tajemnicy
może w zrozumieniu
przeszkadza to
że wciąż idę w twoim cieniu
na nic podnoszę kolana
wieczorem jestem
tam, gdzie byłem z rana
może to od nieba płachty
znak
że zaczyna się czas mej warty
i że moim obowiązkiem
nowym
będzie iść z tym drążkiem
ze sztandarem uniesionym w górę
i z ciebie
oznaczającym dumę
w twoim odejściu znajduję
okruchy sensu
gdy tak je zdefiniuję
najczarniejsze z wszystkich słońc
ty ze mną bądź
|
Wielka Radość Kraków, Poland
Słowo jest tu wszystkim. Punktem wyjścia dla każdego utworu jest tekst. Słowu podporządkowana jest tu kompozycja oraz aranżacja. Gromadzące się w głowie słowa muszą znaleźć ujście i zrobić przestrzeń na kolejne wyrazy, zdania, wersy. Tak powstają płyty Wielkiej Radości, nagrywane w domowym studiu przy wykorzystaniu wiekowej, pamiętającej przełom wieków gitary klasycznej z metalowymi strunami. ... more
Streaming and Download help
If you like Wielka Radość, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp