We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Mamroty przy akompaniamencie

by Wielka Radość

/
  • Streaming + Download

    Includes high-quality download in MP3, FLAC and more. Paying supporters also get unlimited streaming via the free Bandcamp app.

      name your price

     

1.
Słowo 03:18
nad tobą tę mam przewagę że milczę uważaj na swą słowną nierozwagę słowo swoje życie / winno wieść skrycie niedobrze się czuje / gdy je eksploatujesz z ust każdym ruchem / coraz słabsze duchem aż z pewnym momentem / staje się impotentem co się słania / zamiast przejść do działania chcesz je wesprzeć / dodajesz kilka słów jeszcze wysyłasz tę gromadę / licząc że da radę wataha słów / niemały robi huk gorzej że z płuc / sygnał, że brak tchu szerzej usta otwarte / posiłki są już zwarte by ruszyć do boju / i do oporu walczyć na słowa / aż wróg się wycofa dmiesz z zapałem / i znów sił nie staje a słów rzesza / do porażki zmierza szyk zdań się kruszy / sens coraz częściej kluczy groźne pustosłowie / przez nie wróg się nie dowie o wykrzyknikowej sile / którą w niego bijesz może stwierdzisz wtedy / że napytałeś sobie biedy bo gdy wyczerpany alfabet / nie pomoże makaronizm nawet a lektura słownika / akcji nie popycha ja na to spoglądam / słowem się nie wtrącam ani zdań złożonych / z ust moich nie usłyszysz / bo trwam w ciszy jak kameduł / którego krępuje sznur codziennego milczenia / co cząstką jest istnienia takiej przestrzeni / której nie zmieni choćby słów lawina / więc dalej się nie wspinaj na krasomóstwa szczyty / gdyż każdy zwrot użyty przeciw tobie się obróci / i ze szczytu cię zrzuci bo czując swadę / brniesz w tyradę nierozważnie krocząc / dysputy zaciekłe tocząc a to donikąd droga / mojego czasu szkoda jęknie słowo kruche / zabrzmi echo głuche o jeden krok za daleko / gadatliwy kolego nad tobą tę mam przewagę że milczę uważaj na swą słowną nierozwagę
2.
Chandra 02:47
w chwili rozluźnienia gdy opuszczę uśmiechu gardę dostaję cios wyprowadzony przez chandrę mimo że znienacka to wymierzony celnie jakby bezustannie wpatrywała się we mnie taki cios z równowagi wyprowadza powrót do pionu zapasu humoru wymaga o co trudno bo będąc w zamroczeniu ciemność tylko widzę w swoim otoczeniu potrafi mocno dać w kość chandra by się przed nią obronić szansa raczej marna w tym starciu pozycja ma stracona przez zbite różowe okulary nie wyglądam na championa bezpieczna pozycja to głowa w kolanach to też dla chandry sugestia zawoluowana że rejteruję i z braku flagi białej tak oto w niewolę się oddaję lecz wszakże nie byłaby sobą chandra gdyby odpuściła gdyby nie była taka harda nie ma przebacz nawet tak zwyciężonego człowieka szarpie, za uszy ze strefy komfortu wywleka cóż więc mi biednemu pozostaje gdy atak chandry trwa, gdy nie ustaje? ostatkiem sił po gitarę sięnąć i z molowym akordem w unisono jęknąć
3.
Pies 04:15
powiem ci jak to jest / być samotnym jak pies w pustej budzie / nie ulegać ułudzie że łańcuch się skróci / a ty do ludzi wrócisz najpierw jak naiwny szczeniak / myślałeś że się z czasem zmienia ta część twojej osobowości / co trzyma cię w odległości od reszty ale tego dnia w parku / zjeżyła ci się sierść na karku gdy w trakcie przebieżki / pośrodku ulubionej ścieżki zrozumiałeś że krążysz po swoich śladach / od lat poszukując stada darmo wytężając węchu zmysł / wtem otrzeźwienie, jak strzał w pysk przyszło [ref] zdusiłeś w gardle rozpaczy warkot / uznałeś że dalej szukać warto że gdzieś jest twoje miejsce / tam gdzie ciepła jest więcej niż tu w dziką się rzuciłeś pogoń / wierząc że skoro inni mogą i ty musisz gdzieś pasować / bo w końcu twoja sfora znajdzie się że wciąż własny ogon gonisz / że na darmo czas swój trwonisz odkryłeś sam swędem psim / że jednakowo bezpańskie są twoje dni od lat [ref] przyznaj, nawet wbrew swojej woli / choć to pewnie boli po tylu poszukiwań latach / nie odnajdzie cię wataha nigdy tej w noc wyjącej samotności / już nie uda się oswoić ci chłód przenika aż do kości / w sercu tej dzikości bije puls w pojedynkę żyć ci przyszło / rozszarpana twoja przyszłość uwięziona na łańcuchu dusza / piana z pyska i psiajucha miota się
4.
Kamień 02:33
łąki pełne kolorowych snów od lat nie chcą rosnąć tu wieczorem, gdy tylko kładę głowę jedynie głaz pod nią podłożyć mogę i pozostaje mi zasnąć snem kamiennym każdej nocy elementem niezmiennym jak bezlitosna, nieuchronna lawina sunie w czarną noc ów ciężki sen ku mnie i za każdym razem mnie dopada z niemym krzykiem do wąwozu koszmarów spadam boleśnie niewygodnie noc mi mija tysiące skalnych odłamków w czaszkę się wbija więc zamiast cieszyć się beztroską nocą modlę się wieczorem, by świt przyszedł z pomocą więc na długo jeszcze przed każdym zaśnięciem wzdragam się przed swoich oczu zamknięciem chcąc jak najdłużej pozostać świadomy z dala się od mrocznej trzymać strony
5.
Podróż 04:09
może trudno jest to pojąć że po latach próżnych i bezczynnych w jednym miejscu stojąc teraz pragnę doznać wrażeń innych gdzie by się nie ruszyć świat jest pełen niespodzianek więc otwieram oczy, nadstawiam uszy jestem gotowy na ich spotkanie ponoć to droga jest celem trzeba tylko właściwą wybrać drogę sam o podróżowaniu wiem niewiele jeden błąd więcej w tę czy w drugą stronę chciałbym rzec, że siebie odnalazłem ale wtedy powiedziałbym nieprawdę bo przecież siebie nie zgubiłem mimo tak długiej podróży wciąż jestem tym kim byłem dystans swój przemierzam na mule i choć mijam konie w pełnym cwale mój muł jak moje myśli się snuje bo nam się nie spieszy wcale mówią, że pośpiech złym doradcą straconych dni i tak nie dogonię mam czas na terapię poznawczą mam czas by się przyjrzeć sobie słońce jest po mojej ręce prawej horyzont gaśnie, ja schodzę na pobocze mój cień zmienia mnie w zjawę przez srebrną mgłę pamięcią wstecz się przenoszę chciałbym rzec, że siebie odnalazłem ale wtedy powiedziałbym nieprawdę bo przecież siebie nie zgubiłem mimo tak długiej podróży wciąż jestem tym kim byłem jak daleko do kresu mej podróży nie znam teraz odpowiedzi idę póki droga mnie nie znuży idę póki to coś mi w duszy siedzi wczoraj było takie oczywiste życie o kilka stałych się opierało byłaś pewna że zawsze będę istnieć a może to tylko mi się wydawało tym lepiej im jestem dalej zależność ta tak oczywista żałuję że jej wcześniej nie rozumiałem nie idź za mną, rzuć spojrzenie, przystań
6.
Iggy 02:23
nie będę Iggy twoim niemym pasażerem podróżowanie przez miasto czarne wydaje mi się bezzasadne niech koszmary same do mnie przyjdą nie żeby to ja za nimi gonił nurzając się w ulicach toni spokoju ducha chcę przy zasypianiu tylko moją lodowatą grozę budzi widok cieni zamiast ludzi sam sobie Iggy śmigaj po mieście nocą mówię to uczciwie że takich podróży sensu nie widzę nocy mitologia mnie nie przekonuje zamiast spotkania z cerberem wolę z Dedalem szybować niebem nie szukam inspiracji gdy miastem czerń rządzi logika przecież podpowiada że przy świetle prostsza sprawa beze mnie Iggy wskakuj do tramwaju nocą gdy takie samo wszystko głównie do łóżka mam blisko jedyna jasna sprawa z nocą kojarzona że rankiem się kończy wyplątując się z ponurych kłączy to pretensjonalne i dawno już passe nocą się ekscytować to rozrywka jednowymiarowa Iggy, słówko jeszcze szepnę zanim o północy znikniesz niczym ponury mroczny rycerz naprawdę nie byłbym dobrym ci kompanem gaśnie we mnie płomień który nocą świeci w tobie jak grubym pledem o melancholii splocie noc mnie dusi a bezdech źle się skończyć musi
7.
Drzewo 04:49
wiosną wśród twych gałęzi rozłożystych zbudowałem sobie domek setki wieczorów gwiaździstych spędziłem w nim co dnia wdrapywałem się po pniu wiedziałem dokąd iść konary kołysały mnie do snu tak mijały dni latem w upalny dzień uciekałem w twój bezpieczny cień co zawsze chronił mnie palcami poznawałem kory każde wgłębienie chropowate dziwne twory czasem z żywicy łzą w naiwności swej wyznaję że myślałem iż drzewa rosną same że niczego im nie trzeba bo czy ktoś widział ogrodnika pielęgnującego drzewa? jesienią ogołociłem twe gałęzie brałem tyle ile do plecaka mi wejdzie by zawsze starczyło mi dopiero po jakimś czasie myśl przyszła że jednak tak nie da się ciebie traktować zimą za bardzo się oddaliłem by móc podziękować ci za chwile które dałaś mi gdy wokół mróz i szron pamięcią wracam do chwil, gdy kładłem dłoń na twej korze
8.
Normalnie 03:22
ja tylko chcę normalnie żyć nie biec na przystanek a niespiesznie nań iść poniedziałku w niedzielę się nie obawiać lecz z nadzieją weń wstawać dokąd biegną twoje myśli w chwili kryzysu? do domu, do nieba czy do brudnopisu? kogo oczekujesz, gdy chwila dołująca? rodziców, partnera, a może otacza cię ciszą osaczająca? kto na skrzydłach swoich ma cię nieść gdy sił brak, by radosną śpiewać pieść? kto poda ci dłoń życzliwie gdy z kolejną zgryzotą na śmierć i życie walczysz rozpaczliwie? ja tylko chcę normalnie żyć nie ładować kofeiny, bo sił brak a zieloną herbatę spokojnie pić w środę zmęczenia nie czuć bo czemu tydzień miałby mi się w połowie psuć? czy kiedyś uznane za ważne słowa i dziś budzą w tobie siłę, która do zmiany woła? czy tak łapczywie zbierane wspomnienia potrafią wskrzesić w tobie uczucia których od dawna już w tobie nie ma? czy piękność w całej jej chwale widzisz czy też już swoim światem się brzydzisz? po co tu jesteś - czy wiesz to wreszcie? czy też całe twoje istnienie zamyka się w tym bezradnym geście? ja wreszcie chcę normalnie żyć nie smętne piosnki tworzyć a z radości wyć ja wreszcie chcę normalnie żyć żyć żyć żyć a nie tylko o życiu na jawie śnić
9.
Nurek 04:41
stoję na niedzielnym brzegu przede mną bezkres morza które pokonać muszę by znów dobić do celu lada chwila głowa w dół rzucę się do czarnej wody pięć dni na bezdechu nade mną szlam, pode mną muł wprawę mieć już powinienem automatycznie przyjąć pozę ugiąć nogi, złożyć ręce wykonałem taki skok niejeden choć nie jestem marynarzem to o stałym lądzie marzę nie bać się, spokojnie po nim kroczyć mieć pewność, że niczego nie umoczę a jeśli nie jest to spełnić snadno to niech chociaż nie pójdę na dno fala unosi i rzuca między tym co na już a tym co na wczoraj burzy się moja słowiańska dusza co chciałaby sobie sama sterem, żeglarzem, okrętem własny kurs obierać a nie z nurtem wartkim płynąć na spotkanie z wielkim odmętem rozwiała się gdzieś bryzy świeżość monotonia dnia roboczego na pokładzie lub przy wiośle wywołuje bunt, chcę powiedzieć dość choć nie jestem marynarzem to o stałym lądzie marzę nie bać się, spokojnie po nim kroczyć mieć pewność, że niczego nie umoczę a jeśli nie jest to spełnić snadno to niech chociaż nie pójdę na dno kiedyś rejs służył odkrywaniu nowych lądów teraz coraz to nowe pokłady sił i motywacji odkrywam by nie popłynąć na grzbiecie zwodniczych prądów w obowiązków porywistym wirze w którym się kręcę zakotwiczony ładunku bezsensem zapominam, że chciałbym sięgać wyżej może dlatego na zmiany czas zamiast w wodzie się taplać lepiej się otrząsnąć, światu odszczekać podnieść nogę, warknąć, wziąć po prostu przykład z psa choć nie jestem marynarzem to o stałym lądzie marzę nie bać się, spokojnie po nim kroczyć mieć pewność, że niczego nie umoczę a jeśli nie jest to spełnić snadno to niech chociaż nie pójdę na dno
10.
Kółko 05:17
Mam dość biegania w kółko / dokąd się pan nam tak wyrywa?

credits

released January 6, 2018

license

all rights reserved

tags

about

Wielka Radość Kraków, Poland

Słowo jest tu wszystkim. Punktem wyjścia dla każdego utworu jest tekst. Słowu podporządkowana jest tu kompozycja oraz aranżacja. Gromadzące się w głowie słowa muszą znaleźć ujście i zrobić przestrzeń na kolejne wyrazy, zdania, wersy. Tak powstają płyty Wielkiej Radości, nagrywane w domowym studiu przy wykorzystaniu wiekowej, pamiętającej przełom wieków gitary klasycznej z metalowymi strunami. ... more

contact / help

Contact Wielka Radość

Streaming and
Download help

Report this album or account

If you like Wielka Radość, you may also like: